Data modyfikacji:

Deskorolka elektryczna dla dziecka. Czy warto kupić elektryczną deskę? Moja opinia

Coraz częściej widnieją na listach wymarzonych prezentów nastolatków, ale na placach i chodnikach widać je sporadycznie. To już jakiś dowód na to, że elektryczne deskorolki, które przebojem weszły na nasz rynek, aspirują raczej do miana gadżetów sezonowych. Ale czy są rzeczywiście kompletnie nieprzydatnym sprzętem? Niekoniecznie.

Elektryczna deska jako prezent na komunię

Siostrzenica powiedziała tak: ”Ciociu, ma mieć pompowane koła, kolor zielony, bluetooth i generalnie wyglądać na najbardziej wypasioną z wszystkich, jakie zobaczysz w sklepie”. Takie były życzenia małej Z., która w czasie, gdy jej rodzice planowali wydatki komunijne, postanowiła zagospodarować wydatki chrzestnych, babć, dziadków i wujków wszelkiej maści.

Mnie przypadła w udziale właśnie deskorolka elektryczna. Widziałam takie w Barcelonie, w wypożyczalni dla całkiem dorosłych. Już z wyglądu nie robiły wrażenia przystępnych i łatwych do okiełznania. Jak Z. mówi, że to hit, i że marzy, i że cała klasa zrobi oczy, gdy tylko ona takiej mieć nie będzie, i że dziś już odchodzi się od zwykłych desek, zwykłych rowerów, i że - i tu w końcu do mnie dotarła - nic nie poprawia tak koordynacji ruchowej jak elektryczna deskorolka, to pomyślałam: ”rzeczywiście, dziecko powinno mieć!"

Ile kosztuje elektryczna deskorolka?

Pierwszy rekonesans odbył się oczywiście w sieci. Skończył równie szybko jak zaczął, gdy zobaczyłam jak byk napisane 650!, 720!, 1200????!!!! Heloł! Deska, która podobno poprawia motorykę (swoją drogą ciekawe jak, skoro elektryczna a nie na siłę mięśni), która podobno jest hitem, którą podobno już wszyscy mają kosztuje ponad tysiąc złotych??? „Bzdura, fanaberia, naciąganie” - pomyślałam.

Ale poszłam do sklepu porozmawiać ze specem. A potem do skate parku, bo może jakiś dzieciak ma, jeździ i usłyszę od niego: „ tylko niech nie kupuje pani za tysiąc, te za 300 wystarczą” .

Specjalista w sklepie nie okazał się na szczęście sprzedawcą -  przypadkiem, lecz użytkownikiem z krwi i kości. Pokazał mi jak w kilku krokach wybrać najlepiej elektryczną deskorolkę.

Na co zwrócić uwagę kupując elektryczną deskorolkę?

  • Zanim zdecydujesz się na zieloną, czerwoną czy choćby śpiewającą, najpierw postaw dziecko na wadze. Gdy masz pewność ile waży, do tej wagi dobierz deskorolkę. Oczywiście możesz mieć pokusę, by wybrać tę do 120 kg, bo i dziadek Józek będzie miał szansę skorzystać, ale pamiętaj, że deska dedykowana posiadaczom wagi cięższej, również jest cięższa i twojemu marzycielowi szybko zabraknie energii na targanie kilku kilogramów!
  • Koła pompowane, duże, o średnicy nawet 10 cali to istotnie niegłupi pomysł. Im większe koła, tym łatwiej takie urządzenie pokonuje nierówności, zatem może przydać się nie tylko na gładkim asfalcie, ale też na chodniku z kocich łbów czy w domowym ogrodzie;
  • Odradzam kupowanie z tatusiem, czy też chrzestnym, który z racji płci może mieć większą słabość do prędkości i pochopnie rzucić się na tę, która może pojechać nawet 50 km/h.  Deski naprawdę osiągają takie prędkości, ale zapewniam, że 15 km/h już robi wrażenie, a raczej przerażenie ;-) Szukaj raczej w dolnych rejestrach i nawet jeśli zobaczysz ten błysk w oku tatusia, a nawet usłyszysz argument „ jak już się nauczy ( dziecko, choć tatuś najpewniej i o sobie pomyśli), to musi rozwijać prędkość!!, twardo obstawaj przy niskich prędkościach, używając argumentu bezpieczeństwa - jest szansa, że poskutkuje;
  • MP3, głośniki, aplikacje - marzyciel powie Ci, że to „must have”, pytanie tylko czy wersje deskorolek wzbogacone w takie elektroniczne możliwości są na pewno dla kogoś, kto po raz pierwszy staje na desce i raczej nie myśli się o włączeniu aplikacji i słuchaniu muzyki, tylko o tym, jak upaść, by nie stracić zębów
  • Podsumowując: kupiłam sprzęt za 800 zł. Ma wszystko, nawet MP3 (ale ta obok bez MP3 kosztowała tyle samo, to pomyślałam -  a co tam!), pompowane duże koła, i rozwija prędkość do 25 km/h. Ma też niezły akumulator, co jest ważne, bo naładowana na dłużej wystarcza. Tylko co z tego, jak…deska pięknie leży w kącie.

    Czy warto kupić elektryczną deskorolkę?

    Jedynie w czasie komunijnej imprezy była niezwykłą atrakcją. Dziadek Józek, mimo ponad 100 kg żywej wagi, też się rozochocił, ale dał spokój, gdy zrozumiał, że jak wejdzie, to połamie. Nieco starszy kuzyn słynący podobno ze zdumiewającej koordynacji miał problem żeby w ogóle na nią wejść i ustać (przecież nie poprosi mamy o podanie ręki!). Innemu się udało i szybko załapał, że jak przechyli się lekko do przodu, to w tym kierunku pojedzie, a gdy do tyłu, to zacznie się cofać, ale skręty go pokonały - nie znalazł siły nacisku, która pozwala skręcić to w prawo, to w lewo. Z. zdegustowana nieudanymi próbami kuzynów, po zdjęciu białej sukni, postanowiła zacząć naukę jeżdżenia od klęczenia na desce, co dawało jej większe poczucia bezpieczeństwa. Ale ponieważ wyglądało idiotycznie, szybko dała spokój.

    Dla kogo elektryczna deskorolka?

    Za to sąsiad Z., mały P. ma deskę i ma frajdę. Po kilku dniach upadków, podniósł się skutecznie. Z kaskiem, nakolannikami i nałokietnikami (to naprawdę potrzebne!) pokonuje miasto na asfalcie, kostce, trawie a najwięcej zabawy ma w parku dla skaterów, gdyż nauczył się robić podjazdy i zjazdy, i jeszcze kilka innych podobno fachowych rzeczy, których nazw - wybaczcie - nie zapamiętam. Jego koordynacja istotnie budzi zachwyt, coraz większe umiejętności także i samodzielność, bo zadeklarował, że do szkoły, od września, będzie jeździł na desce. Tyle, że mały P. na długo zanim dostał elektryczną, jeździł na zwykłej deskorolce i kochał to zajęcie ponad wszystkie inne. I rzeczywiście pracuje nad koordynacją, a trening to dla niego frajda. Jeździ codziennie, bo lubi, co - chcąc nie chcąc - w prosty sposób prowadzi do wniosku, że deska jest dla tych, którzy lubią ten rodzaj ruchu. Podobnie jest z nartami. Najpierw trzeba chcieć jeździć, a potem chcieć sprzęt. Dlatego zanim kupisz, weź marzyciela do wypożyczalni czy sklepu i daj mu się chwilę pobawić. Jego marzenia to twoje wydatki ;-)

    PS. Z. zaraz po tym, jak rzuciła deskę w kąt, zakomunikowała, że teraz to trzeba mieć hulajnogę...

    Tekst: Katarzyna Berg