Myślałam nad lunetą albo mikroskopem, zastanawiałam się nad polaroidem, brałam pod uwagę (ale nudy...) biżuterię, ale żaden z tych pomysłów nie wydał mi się wystarczająco dobry. Kopertę odrzuciłam z założenia, podobnie jak wszelką elektronikę - Zosia raczej nie z tabletowych dzieci. I kiedy już miałam dzwonić do jej rodziców z prośbą o podpowiedź, przypomniałam sobie o fantastycznym pomyśle, na jaki się kiedyś natknęłam na jednym z forów. Otóż na komunię, zamiast kasy, sprzętu czy łańcuszka, który wyląduje na dnie szafy, postanowiłam dać Zośce na dwa dni siebie. Do wyłącznej dyspozycji - tylko my dwie plus stolyca. Będzie się działo!
W jedną stronę polecimy samolotem (to będzie jej debiut w przestworzach), w drugą - Pendolino. Wybierzemy się do Centrum Nauki Kopernik, poszwendamy po Łazienkach, skoczymy na babskie zakupy, a na pamiątkę zrobimy głupkowate zdjęcia z wąsami w fotobudce. Na luzie, bez moich dzieci wiszących u nogi, bez pośpiechu.
Czy będzie fajnie? Nie mam pojęcia. Czuję jednak, że taki wypad, w przeciwieństwie do nowego roweru albo zegarka, zostanie w jej sercu na dłużej. Wiecie, taki sen o Warszawie z szaloną ciotką w tle. Trzymajcie kciuki, żeby się udało!