Owszem - można się snobować i wydawać na maskotkę krocie - by była designerska, najpiękniejsza i pasowała do zasłon i piżamy. Przy pierworodnym miałam nawet taki pomysł, choć ostatecznie stanęło na tym, że z armii pluszaków, którymi zostaliśmy zawaleni po narodzinach, wybrałam najpiękniejszego, wartego z pewnością kilka dych, i szepnęłam do ucha Dziedzicowi: popatrz jaki fantastyczny, od dziś się zakumplujecie! Zabierałam szarego, puchatego tygryska na każdy spacer (ładnie prezentował się w wózku!), dawałam do drzemki i chuchałam, i dmuchałam.
I co? Nie zakumplowali się nigdy. Dziś myślę, że to była lekcja nr 1 po tytułem - nigdy nie wybieraj przyjaciół swoim dzieciom ;-)
Gdy Dziedzic dorósł na tyle, by świadomie pokochać jakąś zabawkę - a było to kilka miesięcy przed trzecimi urodzinami - mimo moich wcześniejszych starań, nawet nie spojrzał na mięciutkiego, ślicznego tygrysa znanej marki. Zamiast niego wybrał tę mizerotę made in china, otrzymaną na zakończenie żłobka, wciśniętą gdzieś w kąt, o mocno dyskusyjnej urodzie, z zielonym szaliczkiem, choć był upalny czerwiec. Miś szybko został Zdzisiem (nie pytajcie dlaczego - do dziś nie udało mi się tego ustalić) - nieodłącznym kompanem i towarzyszem doli i niedoli. Jeździ z nami na wakacje, codziennie melduje się w przedszkolu, ma też swoje miejsce przy stole.
Choć, gwoli ścisłości, to jest to Zdziś Dwa, bo Zdzisia Jeden kiedyś zgubiliśmy...W popłochu przeszukaliśmy wtedy cały internet wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu takiego samego egzemplarza, odwiedziliśmy kilka sklepów z zabawkami, rozwiesiliśmy ogłoszenia, rozpytywaliśmy przechodniów. Na nic się to zdało - Zdzichu przepadł jak kamień w wodę. Na szczęście jedno z nas wpadło na pomysł, by zadzwonić do żłobka i zapytać, czy przypadkiem jakiś egzemplarz im się nie ostał. I był! W ten oto sposób Zdzichu Dwa - tak samo brzydki, ale tak samo kochany - zawitał w naszym domu. Od tej pory pilnujemy go jak oka w głowie, a przy każdym wyjeździe i wyjściu upewniamy się, czy "Leci z nami Zdzichu". Śmiem twierdzić, że bez niego - choć poszarzały i lata świetlności ma dawno za sobą - życie naszej rodziny nie byłoby takie samo ;-)
A Wy? Też macie swojego Zdzisia? Jest pluszakiem jak z żurnala, czy - tak jak nasz - nie grzeszy urodą?