Długo się zastanawiałam, jak sformułować myśli, by było w miarę cenzuralnie, ale skapitulowałam, ekskjuze mła. A teraz do rzeczy - nie wiem, jak małą wyobraźnię trzeba mieć, by puszczać na plaży lampiony, z zachwytem patrzeć, jak fruną i jeszcze namawiać do podobnych "wyczynów" własne dzieci. Codziennie TYSIĄCE takich lampionów zaśmieca Bałtyk, plaże i lasy, płoszy ptaki, od czasu do czasu - jak impreza, to impreza! - powoduje pożary. Wszystko po to, by przez kilkanaście sekund pogapić się w papierową kulę niesioną przez wiatr i pstryknąć kilka fot, które później trafią na fejsa. Brawo Wy!
Dlaczego uczycie dzieci, że mogą bezkarnie syfić i jeszcze czerpać z tego radość? Czym puszczenie lampionu różni się to od rzucenia papierka po lizaku na ulicę, albo zrobieniem kupy przed czyimś domem? A nie, w kupę najpewniej ktoś wdepnie i pozostanie po niej jedynie wspomnienie i siarczyste "kur*a mać". Po papierowej kuli zostanie znacznie więcej - walający się na wydmach i w morzu nadpalony papier oraz druty, które mogą połknąć zwierzęta; o możliwości poparzenia samego siebie (to jeszcze pół biedy), albo innych, postronnych widzów tego "widowiska" nie wspomnę.
Ogarnijcie się i włączcie myślenie! Nie kupujcie, nie puszczajcie, a jak widzicie - tłumaczcie dzieciom, że owszem, może i sympatycznie wygląda, ale ma opłakane skutki dla środowiska. PS. Mam postulat - zmieńmy nazwę tego ustrojstwa na lampiony nieszczęścia - wtedy przynajmniej towar będzie zgodny z opisem.