Przypuszczeń graniczących z pewnością nabrałam, gdy podczas reklamy szamponu (w przypadku Dziedzica) oraz proszku do prania (w przypadku N.) wyłam ze wzruszenia. Dzisiaj już nawet nie pamiętam, co mnie tak poruszyło, ale było to coś w stylu czułego spojrzenia matki na dziecko (tak, śmiało, możecie się nabijać). Dlaczego o tym piszę? Bo wydawało mi się, że ta dziwaczna faza dawno za mną. Tymczasem dzisiaj trafiłam na ten filmik i...
...i okazało się, że jednak nie ;-) Uświadomiłam sobie, że odkąd zostałam mamą dużo szybciej się wzruszam, w dodatku cierpię na dziwaczną chorobę oczu - wszędzie widzę albo kobiety w ciąży, albo dzieci (za "panieńskich" czasów obchodziły mnie tyle, co zeszłoroczny śnieg). W trakcie ciąży i zaraz po porodzie huśtawkę nastrojów i skłonność do nadmiernej egzaltacji zwalałam na hormony. Teraz muszę poszukać innego winowajcy.
A może kiedyś mi to przejdzie? Jak było w Waszym przypadku? Jest dla mnie jeszcze jakaś szansa? ;-)