"Skąd mam wiedzieć, co dla niego najlepsze?", "umieram z przerażenia, gdy budzę się w nocy i przez ułamek sekundy nie słyszę, jak oddycha", "jak i czym go szczepić? a jak to prawda, że szczepienia mogą być groźne? Co wtedy?", "jezu, jeszcze ta śmierć łóżeczkowa. Słyszałaś, ostatnio znów był taki przypadek?" "w nocy dwa razy kaszlnął. Myślisz, że już czas do lekarza? Podobno panuje jakiś okropny wirus. A jeżeli będzie miał zapalenie płuc? Jak on to zniesie? Jest przecież taki malutki" - łkałam, wyliczając wszystkie okropieństwa, które mogą się nam się przytrafić. Mama wzięła wtedy głęboki oddech i najdelikatniej jak tylko potrafiła, przekazała mi tajemną wiedzę.
Kochanie, nie mam dobrych wieści. To już tak będzie zawsze, ten strach cię nie opuści. Właśnie stałaś się dorosłym człowiekiem - odpowiadasz za kogoś innego
Stanęłam jak wryta i pewnie, w potoku łez, nie doszłabym po tę pietruszkę, gdyby nie szybkie post scriptum: "Spokojnie, można z tym żyć. Z czasem ten strach maleje i aż tak nie uwiera".
Powiecie - phi, banał. Być może dzisiaj tak samo bym pomyślała. Ale wtedy - dla kogoś, komu cały świat właśnie stanął na głowie - te słowa, choć nieco bolesne, były jak objawienie.
....
A dziś? Co wiem dziś?
Tak, mama miała rację. Ten strach czai się 24/7 z tyłu głowy.
Tak, mama miała rację. Z biegiem czasu AŻ tak nie uwiera.
Tak, mama miała rację. Nie osiemnaste urodziny, nie kredyt mieszkaniowy wzięty na gigantyczną kwotę, nie ślub, nie awans w pracy. Dorosłość nosisz w brzuchu, a później, krzyczącą, przystawiasz do obolałych piersi.
ZOBACZ KONIECZNIE: A co by było, gdybyśmy mieli mniej szczęścia?
ZOBACZ TEŻ: Znana onkolog z ważnym apelem do rodziców