Pierwszy raz zrobiłam je na święta i od tej pory nie dają mi spokoju. Na pytanie - jakie ciasto na weekend, chóralnie krzyczą: Malinowaaaa chmurkaaaa!
Jak wiecie, staram się mocno ograniczać cukier i białą mąkę, ale w tym cieście to średnio wykonalne, bo jedną ze składowych jest chrupiąca beza. A że według prapolskiego przysłowia, "jak czegoś nie można ale się bardzo chce, to można", od czasu do czasu ulegam i wtedy na stół wjeżdża malinowe cudo. Jest obłędne i choć na pierwszy rzut oka wydaje się skomplikowane, wcale takie nie jest. Poza tym pracę można rozłożyć na dwa dni, a wtedy to już w ogóle łatwizna. Malinowa chmurka to maślany, kruchy spód, warstwa malin w galaretce i bita śmietana, którą wieńczy beza. Polecam!
Kruchy spód (można upiec dzień wcześniej)
Mąkę energicznie mieszamy z tłuszczem, dodajemy resztę składników i szybko zagniatamy. Ciasto formujemy w kulę i chłodzimy przez godzinę w lodówce. Po tym czasie wylepiamy ciastem formę prostokątną (ok. 20 x 30) wyłożoną papierem do pieczenia i wstawiamy do nagrzanego do 180 stopni piekarnika na ok. 15-18 min. - aż się zezłoci.
Galaretki rozpuszczamy w 600 g gorącej (ale nie wrzącej) wody, po lekkim przestygnięciu wsypujemy maliny i czekamy, aż galaretka się zacznie ścinać. Jeżeli maliny są mrożone, proces potrwa krótko! Tężejącą galaretkę wylewamy na kruchy spód.
Mocno schłodzoną śmietanę (można chwilę wcześniej włożyć do zamrażarki) ubijamy aż będzie puszysta, dodając po łyżce mascarpone. Masę wykładamy na galaretkę
Biała ubijamy mikserem, stopniowo dosypując po łyżce cukru. Gdy piana będzie błyszcząca i sztywna dodajemy mąkę i jeszcze przez chwilę miksujemy. Pianę wykładamy na papier do pieczenia (wcześniej należy obrysować kontur formy by wiedzieć, jaka duża ma być beza) i pieczemy przez ok. 60 min. na termoobiegu w temperaturze 130 stopni. Studzimy, wykładamy na wierzch ciasta. Gotowe!