Angielskiego uczyłam się tradycyjnie w szkole, ale długo potem, gdy musiałam wyjechać za granicę i sobie radzić, zupełnie intuicyjnie spróbowałam czegoś innego - oglądania filmów bez napisów. Co za zabawa! Jeszcze przyjemniej jest tłumaczyć piosenki! Jestem realnym dowodem na to, że w 3 miesiące nauczyłam się więcej niż przez 4 lata w szkole. Oczywiście teacher kontrolował moje postępy raz w tygodniu, ale wyłącznie w czasie rozmowy po angielsku. I sam był zdumiony. Tyle, że ja robiłam to po około 3-4 godziny. Absolutnie codziennie. Chciałam poczuć ten język, nie myślałam o szlifowaniu poprawności czy gramatyki, zależało mi na poznaniu melodii.
Dziś wiem, że ta metoda nazywa się „total immersion”, czyli całkowite zanurzenie się w języku. No, moje nie było aż takie całkowite, ale mogę powiedzieć tak: w szkole to ja językowo pływałam po warszawsku, czyli, jak to się mówiło kiedyś, d..ą po piasku, a później to już zanurzałam się całkiem stylowo (no może bez zamaczania głowy). Różnica była kolosalna!
"Mówiąca książka" z serii Czytaj z Albikiem, od 161 zł
Poznałam ostatnio Jacka Wasika, tłumacza, który wiele lat przekładał teksty dla Komisji Europejskiej i który mówi biegle trzema językami. Gdy podpytywałam o sposoby na skuteczną naukę dla dzieciaków, bazując na wspólnych doświadczeniach, doszliśmy do takich wniosków:
Od najwcześniejszych lat włączaj dziecku bajki bez polskiego lektora. A później również bez napisów. Dziecko uczy się wówczas całych fraz, zamiast wkuwania poszczególnych wyrazów. A sens odczytuje z kontekstu. Lepiej niż nam się wydaje! Dlaczego trzeba zacząć jak najszybciej? Bo im starsze dziecko, tym bardziej będzie się buntować, gdy zmienimy zasady i nagle ulubiona postać zacznie gadać jakoś inaczej.
Niech śpiewa ulubione piosenki w obcym języku. To działa nawet lepiej niż oglądanie bajek, bo język to melodia i łatwej zapamiętuje się tekst.
Gdy już chodzi do szkoły, podrzucajcie mu fiszki. To wprowadza do nauki języka element zabawy, a wiadomo, że poprzez zabawę wszystkiego uczymy się szybciej i skuteczniej. Fiszki do nauki języka to dwustronne karteczki - na jednej stronie jest słówko w języku obcym, na odwrocie jego polski odpowiednik. Taką pomoc można zrobić samemu (warto, bo już podczas przygotowywania co nieco zostanie w głowie), ale jeżeli dziecko jest zawalone robotą, fiszki - na każdym poziomie zaawansowania - bez trudu znajdziecie je w sklepach.
W cenie jest też wszystko, co nie kojarzy się z tradycyjną nauką, ale uczy, czyli gry edukacyjne, książki, które same gadają, tablice interaktywne. Warto w nie zainwestować!
angielski z naklejkami + kolorowanka, od 7,50 zł
Zapiszcie dziecko do językowej biblioteki, tam jest mnóstwo książek napisanych na różnych poziomach. I tak „Gwiezdne wojny” można przeczytać tak na poziomie początkującym, jak i na tym, dla bardziej już zaawansowanych.
To metoda nieco niegdysiejsza, ale może właśnie dlatego ma szansę spotkać się z uznaniem młodzieży. Tym sposobem ja szlifowałam język i z całą pewnością wyszło mi to na dobre. Metoda polega na znalezieniu sobie na świecie...adresata listów czy kartek. My piszemy do niego, on odpisuje. Po angielsku, rzecz jasna. Dla tych, którzy są na bakier z pocztą i nie przekonuje ich tradycyjna forma, bez trudu mogą znaleźć "sparing partnera" na facebooku.
Adamigo, angielski sklepik, od 34 zł
Jeśli choć trochę któryś z rodziców mówi w obcym języku, warto urządzać sobie taki czas w ciągu dnia, który jest tylko w innym języku. Np. wspólne przygotowywanie kolacji: robimy ją razem, rozmawiając nie po polsku.
W każdym smartfonie jest opcja, by ustawić język. Ustawcie dziecku ten, którego chce się nauczyć. Bardzo szybko zapamięta jak powiedzieć: wiadomość wysłana, wrzuć do kosza, wiadomość przychodząca, kopiuj, wklej i wiele innych haseł.
Trudno powiedzieć, na ile to skuteczna metoda, ale pewne amerykańskie badania pokazały, że w ruchu, czyli w czasie kiedy mózg dotlenia się bardziej, szybciej przyswajamy nową wiedzą. Jeśli wybieracie się na wspólny jogging, niech każdy założy słuchawki i słucha e-booka w obcym języku.
Tak mówi tzw. nowa szkoła. Nieustanne poprawianie, mocno zniechęca. Lepiej mówić z błędami (ale mówić!), niż koncentrować swoją uwagę na poprawności.
No to co, lets do it!