- Karzemy dzieci, bo sami tego doświadczyliśmy i mamy przekonanie, że jedynie w ten sposób wypełniamy swoją misję rodzicielską. Brakuje nam też zaufania do natury dziecka, do tego, że ono chce z nami współpracować, że jest empatyczne i chętnie się uczy. Obawiamy się, że jeżeli nie zastosujemy kary, dziecko nie nauczy się, jak funkcjonować w społeczeństwie, w którym kary i nagrody są na porządku dziennym. Wreszcie - brakuje nam wiedzy na temat rozwoju dzieci i tego, że za konkretnym zachowaniem stoją jakieś potrzeby – wyjaśniała Gosia na wrocławskiej konferencji Wychowanie w Szacunku.
Kara - jak przekonuje psycholożka - jest zawsze naszą świadomą decyzją. - Nie da się karać z szacunkiem. Karzemy dziecko, by przestało się zachowywać w określony sposób, by uprzykrzyć mu życie, np. zakazując oglądania bajki. Zawsze następuje nierównowaga sił - dorosły ma przewagę wieku, doświadczenia i wiedzy. Karząc, naruszamy godność dziecka - mówiła Gosia Stańczyk podkreślając, że częsta praktyka polegająca na "wyciąganiu konsekwencji" (np. "jeżeli jeszcze raz szturchniesz siostrę, to nie dostaniesz deseru"), również jest karą - tyle że zapowiedzianą.
Konsekwencje - jak przekonują specjaliści pracujący z nurcie Rodzicielstwa Bliskości i NVC - mogą być tylko jedne - i sprowadzają się do praw fizyki. Czyli: jeżeli dziecko wyleje wodę, to podłoga będzie mokra. Jeżeli szturchnie siostrę, to siostra zacznie płakać. Albo mu oddać. Albo się obrazi i odmówi dalszej zabawy.
O ile pod tym, że karanie to niekoniecznie dobra droga, wielu z nas, rodziców, mogłoby się podpisać bez wahania, tak twierdzenie, że nagradzanie też nie pomaga, rodzi wiele obaw. Tymczasem, jak przekonuje Gosia Stańczyk, nagroda niewiele różni się od kary, bo odebranie nagrody staje się karą, podobnie jak nagrodzenie jednego dziecka jest ukaraniem dziewięciorga pozostałych. - Kara i nagroda to dwie strony tego samego medalu - dodawała psycholożka.
No dobrze, tyle teoria. A jak to wygląda w praktyce? W jaki sposób karanie i nagradzanie oddziałuje na dzieci? To całkiem proste - kary, długoterminowo, nie działają i trzeba wciąż wymyślać coraz to nowsze, by skutkowały, co tylko nakręca spiralę przemocy. - Owszem, ukarane dzieci najczęściej zmieniają na chwilę swoje zachowanie, ale później i tak wracają do robienia rzeczy, które nam się nie spodobały, tyle że robią to tak, by nie było widać - tłumaczyła Gosia.
Kary obciążają naszą relację – są nieprzyjemne zarówno dla dziecka, jak i dla rodzica. Poza tym - dodawała psycholożka - są nieetyczne. Dzieci mają taką samą godność, jak dorośli, więc podchodzenie do nich z pozycji siły narusza ich granice. Świetnie można to sobie zobrazować np. na placu zabaw. Załóżmy, że nasze dziecko popchnie albo wyrwie zabawkę młodszemu. Co mówimy? Najczęściej sakramentalne "młodszych się nie bije, nie popycha". No właśnie. Tak samo powinno to działać w relacji rodzic-dziecko.
To, jak przyznawała Gosia, częsty zarzut kierowany wobec rodziców, którzy decydują się iść taką drogą. - Absolutnie nie można jednak utożsamiać tych pojęć. Bez kar czy nagród nie oznacza zgadzania się na wszystko! Dodałabym też jedną, bardzo ważną rzecz - wszyscy rodzice mają takie same intencje – chcą zadbać o dzieci, siebie, innych. Różnica leży w tym, że w przypadku rodzicielstwa bliskości, odchodzimy od pracy nad dzieckiem do pracy nad sobą i do rozwoju. Szukamy sposobów, by się czegoś więcej dowiedzieć np. o rozwoju dzieci - to z pewnością dużo lepiej pozwala nam interpretować ich zachowanie i dawać im wsparcie zawsze wtedy, gdy sobie nie radzą - mówiła Małgorzata Stańczyk.
Są dwie wiadomości - jedna dobra, druga zła. Dobra taka, że można to zrobić i praktycznie niezależnie od wieku dziecka, przemodelować swoje relacje, opierając je na szacunku. Zła taka, że to długotrwały i często bardzo wymagający proces, który nie zajmie tygodnia, czy nawet pięciu, ale miesiące, a nawet lata.
Nie wiesz, od czego zacząć? Zacznij od książki! Alfie Kohn, Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Polecamy!