Dzieci z pasją, radością i wypiekami na twarzy rozwiązywały test. Nikt nie musiał im przypominać o czasie, właściwym zakreślaniu, ciszy w czasie pisania. Wypełniły go wzorowo, bo opowiadały o sobie, swoich odczuciach, zachowaniach, upodobaniach, słowem miały jedną z niewielu okazji do podzielenia się tym, jakimi są. Niesamowite, jak niewiele trzeba, by zaangażować dziecko, prawda?
Test pokazał, że Młody jest kinestetykiem. I nagle we wszystkich głowach tej naszej poskładanej jak puzzle rodziny poukładała się całość. Że nie lubi zbyt długo siedzieć, że nie przepada za czytaniem, wybierając audiobooki ( bo wtedy może np. jechać rowerem), że rodzajów liści nauczy się najszybciej jeśli pójdzie do parku, a nie z książki od biologii, nawet z najpiękniejszymi zdjęciami. Kilka podstawowych informacji wystarczyło, by zupełnie przeorganizować metody nauki Młodego. Założyliśmy na pewnym popularnym portalu książkowym konto, by miał dostęp do tysięcy książek do słuchania. Na jednej ze ścian zawiesiliśmy tablicę, by ucząc się pisał. No i plan odrabiania lekcji zakłada, że po 20 min robimy przerwę na pompki, przebieżkę do sklepu po czekoladę, powiszenie na drążku pod sufitem, czy najulubieńsze fikołki.