Data modyfikacji:

Moje dziecko jest kinestetykiem - co to znaczy i jak mu pomóc?

Parafrazując Forresta Gumpa, nasz Młody odkąd pierwszy raz poszedł, to już zawsze i wszędzie biegł. I tak mu zostało. Baliśmy się, że w szkole przykleją mu łatkę łobuza, bo wszędzie go pełno. I przykleili. Tyle, że mało nas to obchodzi od czasu, gdy dowiedzieliśmy się, że Młody jest kinestetykiem, czyli dzieckiem w permanentnym ruchu i w tym ruchu najlepiej się uczy. Skutecznie.
Przyznam się od razu i bez bicia, że nie jestem fanką szkoły. Gdy do niej chodziłam, też nie byłam. Wtedy nauczyciele czepiali się mnie w kółko, teraz ja czepiam się nauczycieli ( choć nie chcę tego robić w kółko). Model pruski, gdzie Nauczyciel, Pan, Wódz, Władca, Wszechwiedzący Omnipotent zmaga się z tym wielkim trudem najczęściej teoretycznego objaśniania świata tym małym, mało rozumiejącym, wciąż gadającym, zamiast słuchającym i wiecznie niegrzecznym dzieciom, jak dla mnie jest słaby i już. Przepraszam z góry wszystkich nauczycieli, którzy uważają się za zgoła innych, czyli takich, co w Małym Człowieku widzą wielkie wyzwanie, nieskończone możliwości, dla których ocena to nie wszystko, a zachowanie jest dowodem na to, jakie doświadczenia i cechy za dzieckiem stoją. Przepraszam, bo wiem, że takich ludzi, z tzw. powołaniem też jest sporo. Tylko jakoś chyba miałam pecha, bo na swojej drodze oraz wszystkich naszych dzieci spotkałam może…trzech.
Dlatego jakież było moje zdziwienie, gdy w nowej szkole Młodego ( przenieśliśmy go po 4 klasie) , 1 września, wychowawczyni obwieściła, że po apelu ( jak to jest, że ten archaiczny i nikogo nie interesujący twór pseudoartystyczny wciąż funkcjonuje? I to pod tą samą niewdzięczną nazwą?) dzieci napiszą test. - „Spokojnie, nie chodzi o żaden sprawdzian wiedzy, odpowiadacie co czujecie a wynik testu pokazuje, jakim typem osobowości jesteście”, wyjaśniła naprędce przerażonym 11 latkom w ławkach. Myślałam, ze się przesłyszałam: to kogoś interesuje O SO BO WOŚĆ??? A nie piątki, wzorowe zachowanie, siedzenie z buzią na kłódkę w ławce? Popadłam ze skrajności w skrajność. Pokochałam tę nową wychowawczynię i pokochałam na dzień dobry tę szkołę.
Dzieci z pasją, radością i wypiekami na twarzy rozwiązywały test. Nikt nie musiał im przypominać o czasie, właściwym zakreślaniu, ciszy w czasie pisania. Wypełniły go wzorowo, bo opowiadały o sobie, swoich odczuciach, zachowaniach, upodobaniach, słowem miały jedną z niewielu okazji do podzielenia się tym, jakimi są. Niesamowite, jak niewiele trzeba, by zaangażować dziecko, prawda? Test pokazał, że Młody jest kinestetykiem. I nagle we wszystkich głowach tej naszej poskładanej jak puzzle rodziny poukładała się całość. Że nie lubi zbyt długo siedzieć, że nie przepada za czytaniem, wybierając audiobooki ( bo wtedy może np. jechać rowerem), że rodzajów liści nauczy się najszybciej jeśli pójdzie do parku, a nie z książki od biologii, nawet z najpiękniejszymi zdjęciami. Kilka podstawowych informacji wystarczyło, by zupełnie przeorganizować metody nauki Młodego. Założyliśmy na pewnym popularnym portalu książkowym konto, by miał dostęp do tysięcy książek do słuchania. Na jednej ze ścian zawiesiliśmy tablicę, by ucząc się pisał. No i plan odrabiania lekcji zakłada, że po 20 min robimy przerwę na pompki, przebieżkę do sklepu po czekoladę, powiszenie na drążku pod sufitem, czy najulubieńsze fikołki.
Dziecko, które jest kinestetykiem to jest dziecko, które najszybciej uczy się w ruchu. I tego ruchu nie wolno mu zabraniać. Dokładnie tak samo, jak wzrokowiec uczy się czytając i patrząc, a słuchowiec słuchając. Z tą różnicą, że nauka w ruchu jest jednak nieco bardziej skomplikowana. Patent z tablicą podrzucił mi znajomy, bardzo mądry edukator tłumacząc: „już sam fakt, że dziecko wstanie, weźmie kredę czy pisak i wykona ruch ręką jest dla niego pewnym rodzaju ruchu. Niech chodzi, robi tablice, rysuje mapy, czyli zachowuje tak, jakby uczestniczył w jakiejś grze. Wtedy będzie przyswajał wiedzę najefektywniej”. Po czterech miesiącach takich „zabaw”, muszę powiedzieć : święta racja! Najgorsze co możesz zrobić kinestetykowi, to kazać mu siedzieć przy biurku 2-3 godziny i czytać, ewentualnie pisać. On musi zmieniać pozycje, przeciągać się, wiercić…taka jest jego natura. Kinestetycy to wszystkie te dzieci, które huśtają się na krzesłach, biegają po korytarzu, bawią się długopisem, kartkują zeszyt i nieładnie siedzą. Jeśli masz takie dziecko i nie chcesz, by zraziło się do szkoły ( choć wysoce prawdopodobne, że szkoła zrazi się do niego), przemodeluj parę sprawdzonych rzeczy, a efekt zobaczysz po kilku miesiącach.
  1. Mniej do dziecka mów, dawaj raczej krótkie wskazówki.
  2. Pytaj, jak chciałby/chciałaby zrobić zadanie domowe, czy woli pracować samodzielnie, czy z delikatną pomocą. Niech wybierze samo.
  3. Ustalcie zegar pracy: np. kwadrans nauki, 5 minut relaksu i szacunkowy czas, który poświęci na pracę szkolną w domu - np. po dwóch godzinach zamykamy odrabianie lekcji. Określenie deadlinu zdyscyplinuje dziecko skuteczniej niż rodzicielskie pospieszanie.
  4. Zorganizuj przydatne gadżety: tablica lub czarna naklejka na ścianę do pisania, interaktywne mapy, lotki ( gra w Darta pomaga np. szybciej liczyć), audiobooki ( w czasie jazdy rowerem naprawdę się sprawdzają!), zaloguj się na jednym z kilku fajnych portali edukacyjnych, gdzie wykorzystuje się nowocześniejsze metody nauki. Wiele z nich jest za darmo, a ćwiczenia wyglądają jak gra komputerowa. Kup fiszki, lub pomóż dziecku stworzyć własne.
  5. Nie oczekuj, że dziecko będzie prosto siedziało. Pozwól stukać długopisem, ruszać nogą, a dla relaksu potarzać się po ziemi.
  6. Zapisz na sport i pilnuj by każdego dnia, miało szanse się wybiegać.
I jeszcze jedna bardzo ważna wskazówka: nie oczekuj, że w szkole będzie podobnie. Bo nawet jeśli zrobią tam test osobowości, który wyda ci się krokiem milowym, to summa summarum okaże się jaskółką, która wiosny nie czyni. Ale - jak to mówią - róbmy swoje, małymi krokami oczekując na większe rezultaty.
Autorka: Katarzyna Berg