Chyba nie mogło być inaczej - dzieci psychofanki cukru i niepoprawnego miłośnika czekolady też uwielbiają słodycze. Dwoję się i troję, by to zmienić, ale szczerze mówiąc, nie idzie mi zbyt dobrze...;-) Alternatywą, na którą się zgadzam, są łakocie domowej roboty - wtedy przynajmniej mogę kontrolować ilość i jakość słodziwa oraz wszystkich innych składników. Zdradzałam Wam już nasz przepis na lizaki, które nie niszczą zębów, pisałam o idealnym cieście marchewkowym, dawałam recepturę kremu czekoladowego, który można jeść łyżkami czy domowej, szybkiej chałwy. Dzisiaj "żelki" bez cukru i żelatyny. Nazwa jest w cudzysłowie, bo ze sklepowymi żelkami mają niewiele wspólnego - zdecydowanie bliżej im do galaretek.
Nasze "żelki" powstają z agar-agar i 150 ml dowolnego soku owocowego. Agar to świetna alternatywa dla żelatyny - powstaje z wodorostów, ma mniej kalorii, szybciej "wiąże" potrawy, jest dużo bardziej wydajny i "działa" nawet po zagotowaniu - w przeciwieństwie do swojego niewegańskiego odpowiednika. Nie ma koloru, smaku i zapachu, dlatego z powodzeniem można z niego korzystać, przygotowując desery.
150 ml soku (u nas najczęściej jabłkowy) podgrzewamy, ale nie zagotowujemy. Dodajemy dwie płaskie łyżeczki agaru i dokładnie mieszamy, a później rozlewamy do małych foremek (na lód - np. takich) i wkładamy na pięć minut do zamrażalnika. Gotowe! Nasze foremki są silikonowe, dlatego bez trudu wyciągamy z nich galaretki. Jeżeli u Wa idzie trudniej, spróbujcie wysmarować je wcześniej odrobiną tłuszczu - na przykład olejem kokosowym. Smacznego!
I jeszcze druga wersja, ciut bardziej pracochłonna, ale - przynajmniej w mojej ocenie - lepsza, czyli galaretka truskawkowa. Wszystko robimy identycznie z tą różnicą, że pracujemy na musie z truskawek zmiksowanym z sokiem z wyciśniętej pomarańczy i cukrem (albo innym słodziwem) do smaku. Pycha!