Za chałkę dałyby się pokroić dzieciaki, ale nie tylko one. Gdy ostatnio zaniosłam jedną do pracy, była walka o ostatni kawałek. Dodam tylko, że wszyscy byli po śniadaniu! To chyba najlepsza rekomendacja. Chałka wychodzi puszysta i miękka.
Aby jeszcze bardziej podkręcić jej smak, możecie wierzch posypać kruszonką (20 g cukru, 20 masła, 40 mąki - wszystko razem mieszamy, aż powstaną małe kuleczki). Polecam, choć kaloryczność nieco wtedy rośnie...
Przygotowujemy rozczyn - do ciepłego mleka dodajemy masło, drożdże i cukier, wszystko dokładnie mieszamy i odstawiamy na pół godziny, żeby zaczęło pracować. Po tym czasie dodajemy mąkę, żółtko i sól i dokładnie, przez kilka minut wyrabiamy mikserem ręcznym (końcówka - hak). Ręką też można - aby ciasto się nie kleiło, zwilżajcie ją co chwilę wodą. Dobrze wyrobione, drożdżowe ciasto musi być sprężyste i dobrze odchodzić od ręki. Gdy osiągniemy ten stan, ciasto pakujemy do natłuszczonej, dużej miski, przykrywamy folią albo zwilżoną ściereczką i zapominamy o nim na dobre 1,5-2 godziny. Musi porządnie wyrosnąć, by chałka była puszysta.
Kliknij i zobacz akcesoria do pieczenia
Gdy ciasto podwoi swoją objętość, dzielimy je na dwie równe części, a każdą z tych części na trzy. Formujemy z nich wałki równej długości. Zlepiamy je na początku i zaplatamy - jak warkocza. Tylko za pierwszym razem wydaje się to dziwne, a chałka po upieczeniu nie jest zbyt równa; za każdym kolejnym razem splatanie idzie szybciej i jest dokładniejsze, zaręczam!
Dwa splecione bochenki odstawiamy jeszcze na pół godziny, do ponownego wyrośnięcia. Po tym czasie smarujemy roztrzepanym białkiem i - jeżeli chcemy - sypiemy kruszonką. Chałkę wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni (góra-dół) i pieczemy około 20-25 minut. Jeżeli nie macie pewności, czy dobrze się upiekła, puknijcie ją po wyjęciu z piekarnika w spód - jeżeli usłyszycie głuchy odgłos znaczy, że wszystko jest w najlepszym porządku!