Na szczęście to już za nami, bo oto nasza najnowsza zdobycz - naklejka magnetyczna i tablica suchościeralna w jednym. Dla dzieciaków to przestrzeń do rozwinięcia kreatywnych skrzydeł, dla nas - miejsce, w którym przypominamy, że trzeba zapłacić za gaz (w opcji mniej romantycznej), albo odebrać bilety do teatru, bo randka tuż tuż (w opcji full romantic). Polubiliśmy ją wszyscy i bardzośmy radzi, że powstała. Za 1,8 mkw magnetycznego cuda zapłaciliśmy około 100 złotych.
Oczywiście, można kupić gotową tablicę i ją zawiesić lub postawić (farbą magnetyczną, ale ta opcja przegrała z moim lenistwem ;-) Farbę trzeba kłaść kilkukrotnie, a nie było na to czasu, bo chcieliśmy, by ściana była gotowa do urodzin Dziedzica. Po godzinie szperania w internetach wybór padł na folię ferromagnetyczną. Jest elastyczna, możną ją łatwo ciąć, przyszła do nas zwinięta w rulon, jak zwykła tapeta. Koszt: ok. 35 zł za metr bieżący. Folię można, tak jak my, przyklejać bezpośrednio na ścianę czy meble, ale też np. na płytę mdf, tworząc tablicę z prawdziwego zdarzenia. Jest samoprzylepna, ale by mieć pewność, że nie spadnie dzieciakom na głowę, podkleiliśmy ją dodatkowo dwustronną taśmą. Mata zawisła w kuchni, czyli centrum rodzinnego dowodzenia.
Z kronikarskiego obowiązku dodam tylko, że prezent wypalił - jak ta rakieta ze zdjęcia powyżej.
PS. W sekrecie Wam napiszę, że jak dzieci już śpią, sama staję przed tablicą i przy niej majstruje. Nie sądziłam, że to tak odprężające zajęcie! Niebawem zrobimy własne magnesy (to banalnie proste; wkrótce wrzucę krótki instruktaż), póki co korzystamy z tych, które już mamy. W niedalekiej przyszłości planuję zakup literek oraz układanki magnetycznej ciało człowieka firmy Janod (nr 5 na grafice) - Dziedzic już teraz wypytuje o szczegóły anatomiczne, z pewnością więc ucieszy się z takiej niespodzianki.Na oku mam też magnetyczną mapę świata - niech no tylko Panicz nieco zainteresuje się globusem.