Ale, co ciekawe, seria w ramach której wyszła mówiąca książka, istniała "w moich czasach" - to kultowe "Co i jak". Pewnie kojarzycie i mieliście nie raz w ręce encyklopedie z tym szyldem.
Gwoli ścisłości - gada długopis (jego dokładna nazwa to Ting długopis mówiący), ale tylko w zestawie z magiczną książką. My dostaliśmy o dinozaurach, ale jest też o zwierzętach w zoo i życiu na wsi. Serię uzupełnia pozycja "Znam już zegar" i książka do nauki słówek angielskich i niemieckich, a w grudniu (choć dostać je można już teraz) premiera nowych tomów - "Moje ciało", oraz "Odkrywam i poznaję świat". Te dwie ostatnie z pewnością niebawem trafią do naszej biblioteczki.
Ting jest wyposażony w sensor, który nie tylko odczytuje tekst, ale i uzupełnia go o ciekawe dialogi, rymowanki, quizy, zgadywanki, a nawet piosenki. Wystarczy zbliżyć długopis do ilustracji, a z głośnika dobiega jakiś ciekawy odgłos lub tekst czytany przez lektora. Ting to właściwie - producent znalazł dobre porównanie - czarodziejska różdżka, która ożywia ilustracje; dzięki niej ptaki zaczynają śpiewać, hieny chichotać, a mali przyjaciele z innych krajów tłumaczą na swoje rodzime języki słówka albo przybliżają obyczaje w swojej społeczności. Książki są jednocześnie zabawką i pomocą naukową,
No to teraz minusy. Największym są z pewnością koszty. Za długopis Ting trzeba zapłacić 169 zł. Gdy dorzucimy do tego książkę (59,90 zł jedna), wychodzi całkiem pokaźna suma. Za tę cenę oczekiwałabym większej objętości książki - nasza o dinozaurach ma tyko 25 stron. Zabawka jest tylko dla dzieci, których rodzice mają komputer - aby ładować długopis, trzeba mieć PCeta lub Maca (kabel USB jest dołączony do zestawu).
Na plus - długopis dysponuje sporą kartą pamięci i ma "wgrane" kilka książek - wystarczy więc raz w niego zainwestować, a później tylko dokupować kolejne tomy. Sprzęt jest solidny i ma niezłą baterię - nie wyładował się jeszcze, mimo że od kilku dni jest dość intensywnie użytkowany. Książka, w twardej oprawie i z kartonowymi stronicami, jest starannie wydana i ma mnóstwo okienek, które dzieciaki uwielbiają.
Ting to w Polsce nowość, ale podobno za granicą to prawdziwy sprzedażowy hit. Nie dziwię się - to fajna alternatywa dla wszelkiej maści tabletów czy smarfonów. Polecamy!