1. Rodzic to robot wielofunkcyjny. Buziaki i łaskotanie to jedna strona medalu. Druga ma nieco mniej słodkie oblicze, które wiąże się między innymi z...bacznym oglądaniem kupy, niezliczonych rozmowach o jej konsystencji, wielkości, zapachu i kolorze. Tak, drodzy Państwo - kupa to taki ever green - codzienny, fascynujący temat świeżo upieczonych rodziców. Bywa, że zawartość pieluchy trzeba ścierać z pleców interesanta (tzw. wariant popaszny, czyli po pachy), własnych palców, sprzętów domowych. PS. Musicie wiedzieć, że w takich momentach najczęściej kończą się mokre chusteczki! PS. 2 Natura tak to sprytnie wymyśliła,
2. Wciąganie smarków smarka (własną buzią). Serio. Jak po raz pierwszy miałam to zrobić, to się wzdrygnęłam i oddelegowałam do zadania ojca Dziedzica. Smarki wciąga się aspiratorem. Dzięki uszczelce katar co prawda nie ląduje w ustach rodzica, ale niesmak, tak czy siak, pozostaje ;-) A na poważnie - tylko za pierwszym razem człowiek ma opory. Później idzie jak z płatka. PS. Istnieje też bardziej zautomatyzowana wersja aspiratora - gluty wyciąga nie rodzic, a...odkurzacz. Takie cuda! Wkrótce napiszę Wam więcej o tym urządzeniu.
3. Numer trzy to - pozostając w tematyce - wycieranie kapiącego gluta własnym rękawem. Albo dłonią. Niby wiadomo, że będąc rodzicem zawsze trzeba mieć pod ręką chusteczki higieniczne, ale w praktyce różnie to bywa. A przecież nie będzie delikwent paradował z gilem po pas, bo siara!
4. Uprzednio przeżute jedzenie nie nadaje się do ponownego spożycia? E tam! No dalej, niech pierwszy rzuci kamieniem ten, co nigdy nie zjadł nic po swoim dziecku albo nie dał mu np. kawałka odgryzionego przez siebie jabłka.
Smacznego!
PS. Słyszałam jeszcze o przecieraniu aft w buzi moczem. Kto da więcej? ;-)