Zawsze wydawało mi się, że mamy dwie narodowe specjalizacje - piłkę nożną i medycynę, tymczasem nie! Tych specjalizacji jest co najmniej trzy, przy czym tę trzecią - udzielanie dobrych rad na temat wychowywania dzieci - do perfekcji opanowali bezdzietni.
To oni zazwyczaj rzucają pełne politowania spojrzenia, gdy wynosisz ze sklepu krzyczącego i wijącego się dwulatka, któremu właśnie runął świat na głowę, bo nie dostał lizaka ("cóż za rozwydrzony bachor! matka kompletnie sobie z nim nie radzi!")
To oni dyskretnie przewracają oczami na wieść, że wciąż śpisz w jednym łóżku ze swoim trzylatkiem ("ja wszystko rozumiem, ale TRZY lata!? TRZY!? Oj, absolutnie sobie tego nie wyobrażam! Moje dziecko od początku będzie spało u siebie!")
To oni kręcą zniesmaczeni głowami, gdy czterolatek, z którym miałaś nadzieję zjeść w miarę spokojny obiad w restauracji, zamiast widelca używa nosa, a z pizzy robi samoloty i sprawdza, czy rzeczywiście latają ("ale niewychowane dziecko! cóż za nieudolni rodzice! jak nie potrafią dobrze wychować, to niech siedzą w domu, a nie zabierają do ludzi!")
To oni nie kryją oburzenia, gdy zbuntowany pięciolatek syczy do matki albo ojca przez zaciśnięte zęby: "idź stąd, nie lubię cię!" ("ależ jak tak można powiedzieć do rodzica? toż to kompletny brak szacunku!)
ZOBACZ KONIECZNIE: Nie noś, bo przyzwyczaisz, czyli o największej bzdurze jaką usłyszałam, gdy zostałam mamą
Skąd o tym wiem? Bo sama byłam kiedyś, w poprzednim życiu, bezdzietna. I myślałam sobie: "MOJE DZIECKO będzie dzieckiem idealnym - nie jak to ze sklepu, czy restauracji.
Szkoda, że jakaś starsza koleżanka z dwójką dzieci nie zabiła mnie śmiechem w pracowniczym bistro, gdy jej o tym opowiadałam, głaszcząc swój ciążowy brzuch i snując plany, które przenigdy się nie zmaterializowały.
Chwilę mi to zajęło, ale dzisiaj wiem już z całą pewnością - nie ma idealnych dzieci i nie ma idealnych rodziców. No, może poza tymi, którzy jeszcze dzieci nie mają.
Poduszki cotton balls