Jego widziałam już dawno, ale wciąż mam go przed oczami. Przyszedł, a właściwie przyleciał na wyimaginowanym przedmiocie latającym (to chyba była rakieta), wyciągnął z tejże swojego pilota-syna, a następnie w duecie, przez godzinę, wydając paszczą dźwięki przypominające furczenie starego odkurzacza, wsiadali i wysiadali z pojazdu, odbywając krótkie przebieżki po placu zabaw w celu testowania skafandra.
A ja...A ja zazdroszczę jej i jemu. Bo nienawidzę takich powtarzalnej po stokroć, do znudzenia, codziennie, zabawy. Nienawidzę i już! Choćbym nie wiem, jak się starała, dziesięć okrążeń ciuchcią wokół salonu to mój everest poświęcenia. Podobnie jest z zabawą w chowanego (max po pięć razy każdy), bujaniem na huśtawce (pół godziny i ani minuty dłużej), układaniem wieży z klocków (cztery ogromne wieże plus cztery katastrofy budowlane). Jeżdżenie autami? Tu już nawet nie udaję - postanowiłam nie mieszać się w męskie sprawy i ten zaszczyt zostawiam tacie ;-) Kiedyś miałam z tego powodu wyrzuty sumienia. Jak to - matka i nie lubi bawić się z dzieckiem? Toż to rodzicielski kryminał!
Lubicie interaktywne zabawki? Tutaj znajdziecie spory wybór i porównacie ceny
A jakie są Wasze patenty? Lubicie bawić się z dziećmi? Co najczęściej wspólnie robicie? Napiszcie koniecznie!