Kto choć raz wrzasnął na swoje dziecko i miał ochotę wystrzelić je w kosmos, a później z tego powodu nie mógł spać, ręka w górę! Jest nas więcej, prawda? Scenariusz, przynajmniej u mnie, jest zawsze ten sam: najpierw bezsensowna awantura, która niczego nie wnosi, a później gigantyczne wyrzutu sumienia i solenne obietnice: już nigdy więcej nie podniosę na nich głosu...I tak do kolejnego spięcia. Tymczasem, jak czytam w mądrych książkach, opanowania da się nauczyć! Poniżej kilka sposobów, które być może Wam pomogą.
Na początek ważna uwaga - to nie są uniwersalne rady, które zadziałają w każdej sytuacji. Ja na przykład nauczyłam się już, że w momentach trudnych pod żadnym pozorem nie powinnam powtarzać sobie w myślach "tylko spokojnie", bo to dla mnie zapalnik - powoduje, że wybucham, tyle że z opóźnionym zapłonem. Kompletnie nie sprawdza się też metoda powolnego liczenia - ale dwie moje koleżanki z powodzeniem - i to od lat - ją stosują. Dlatego - trzeba próbować i szukać.
Bo że warto to zrobić, chyba nikogo przekonywać nie muszę. Krzyk na dziecko to, moim zdaniem, dowód naszej słabości. Nie pomaga, nie ułatwia, nie sprawia, że dziecko zmieni swoje zachowanie (tzn. być może na chwilę tak - bo będzie się bało. Ale budowanie charakteru na strachu to raczej kiepska opcja). Ktoś powie - bez przesady, już nawet krzyknąć nie można...Można - jesteśmy tylko ludźmi, a wychowanie dzieci to bardzo ciężkie i żmudne zadanie. Notoryczny wrzask to jednak sygnał, że coś idzie nie tak, jak powinno. Co zatem zrobić, by panować nad emocjami?
1. Uciekać!
Metoda prosta i dobra dla początkujących. Działa - pod warunkiem, że w porę skorzystamy z tej opcji ;-) "Kiedy czujesz, że za chwilę wybuchniesz, spróbuj przerwać zaklęty krąg - wyjdź z pokoju, zanim wpadniesz w szał. Najlepiej, jeśli w jakiś sposób dasz dziecku do zrozumienia, że potrzebujesz chwili, aby się uspokoić" - piszą autorzy poradnika Zamiast Klapsów. Jak z szacunkiem i miłościom wyznaczać dziecku granice.
Oczywiście - z ucieczki korzystamy tylko wtedy, gdy pozostawienie dziecka samego jest całkowicie dla niego bezpieczne.
2. Spojrzeć na świat przez różowe okulary
Nie zapomnę rady, której udzieliła mi kiedyś fantastyczna pani Małgosia - opiekunka ze żłobka Dziedzica. "Uśmiech! Dużo uśmiechu! Optymistom dużo lepiej wychowuje się dzieci". Gdy wzbiera w nas złość, pojawia się mnóstwo tzn. myśli-zapalników ("robi mi na złość", "specjalnie wylał tę wodę", "ma gdzieś to, co do niego mówię", "gdzieś popełniłam błąd - wychowałam nieusłuchane, podłe dziecko" etc.) - a od ich pojawienia się w głowie do awantury króciutka droga. Dlatego warto po pierwsze wrzucić na luz, a po drugie - zastąpić zapalniki bardziej optymistyczną oceną sytuacji (zamiast "specjalnie wylał tę wodę" - "ależ z niego mały fizyk", "zamiast ma to gdzieś!" - "ma własne zdanie i nie boi się do wyrazić"). Nie jest to proste, oj nie! Ale praktyka czyni mistrza, a efekty bywają spektakularne. Zainteresowanych odsyłam do świetnej książki "Self-reg. Jak pomóc dziecku i sobie nie dać się stresowi i żyć pełnią możliwości".