Zaglądam w kalendarz i nie chce być inaczej. Zresztą, kalendarza nie potrzeba - już od pewnego czasu N. zawzięcie eksploruje cały dom i "sprząta", czyli sprawdza, jak zawartość szuflad będzie się prezentowała na podłodze, a to niechybny znak, że powoli wkracza w drugi rok swojego życia.
Schody - pierwsze szczyty do zdobycia
"Jezus Maria!" - wrzasnął trzy lata temu niemąż, a ja aż przybiegłam z kuchni. Jeszcze nie widziałam, co się stało, ale już wiedziałam, że chodzi o Dziedzica. A konkretniej - że Dziedzic jest w opałach. Rzeczywiście. Wspiął się, skubaniutki, na ósmy stopień schodów i zaczął bujać się na boki w takt piosenki. Może i byśmy zareagowali z większym spokojem, gdyby nasze schody nie były strome i kręcone - tak strome i kręcone, że niemal każdy dorosły, który nas odwiedza, ma problem, gdy musi po nich zejść (a co dopiero dzieci). Piszę o tym, bo sytuacja powtórzyła się wczoraj, z tym że tym razem w roli krzyczącego wystąpiłam ja, a w roli wspinacza - N. Spojrzeliśmy tylko na siebie i powiedzieliśmy zrezygnowani - "oho, zaczęło się".
Jeżeli macie standardowe schody, które po bożemu usytuowane są w sąsiedztwie ściany - zazdro! Bez problemu je zabezpieczycie, montując barierkę ochronną. Podobnie można ograniczyć dostęp do kuchni czy łazienki.
Nasze schody zaczynają się na środku pokoju i jak dotąd nie znaleźliśmy skutecznego sposobu, by je zamknąć przed maluchami. Jak Dziedzic był w wieku N., najpierw więc zastawialiśmy je krzesłami, później - gdy i krzesła nie stanowiły dla niego żadnego problemu - motaliśmy siatki bagażnikowe, ale i to było tymczasowe, bo szybko się zorientował, że skoro w otworze zmieści się głowa, to i reszta odwłoka. Po pewnym czasie skapitulowaliśmy i gdy był wystarczająco duży, po prostu nauczyliśmy go wchodzić i schodzić. Jak dotąd zanotował tylko jeden, niegroźny upadek - misja zakończyła się więc pełnym sukcesem. N. przejdzie zapewne tę samą drogę. Aha! Zakazywać, tłumaczyć, dyscyplinować nie ma najmniejszego sensu. Chyba, że chcecie sobie zszargać nerwy ;-) Wspinanie, wchodzenie i zdobywanie to naturalny etap i wasze zrzędzenie niewiele w temacie zmieni (przerobione na Dziedzicu).
Aha! Zakazywać, tłumaczyć, dyscyplinować nie ma najmniejszego sensu. Chyba, że chcecie sobie zszargać nerwy ;-) Wspinanie, wchodzenie i zdobywanie to naturalny etap i wasze zrzędzenie niewiele w temacie zmieni (przerobione na Dziedzicu).
Kontakty, szuflady, kanty
Kontakty nigdy specjalnie nie interesowały Dziedzica. Teraz, jako prawie czterolatek, może pod naszym nadzorem włączać np. odkurzacz i sprawia mu to frajdę. Niemniej jednak, gdy był mały, pozabezpieczaliśmy je - to konieczność, gdy po podłodze pęta się maluch. Zaślepki do kontaktów są tanie i skuteczne, ale mają jedną wadę - gdy trzeba naprędce coś włączyć do prądu, zawsze ginie kluczyk, którym się je wyciąga. ZAWSZE!
Kanty odpuszczamy. Co jak co, guzy to nieodłączny element dzieciństwa - nie chcemy tego pozbawiać naszych dzieci ;-) A na serio - zabezpieczenia kantów, które miałam w ręce, można zdemontować w trzy sekundy. Jak dla mnie zbędny gadżet. Podobnie z zabezpieczeniami drzwi i szuflad; kupiliśmy za czasów rocznego Dziedzica i do dziś leżą nierozpakowane. Rzeczy, na których mi zależy oraz, rzecz jasna, całą chemię, odkładam w miejsce niedostępne dla dzieci. Reszta jest do ich dyspozycji. Wyciąganie to w końcu najlepsza zabawa pod słońcem!
Rzeczy, na których mi zależy oraz, rzecz jasna, całą chemię, odkładam w miejsce niedostępne dla dzieci. Reszta jest do ich dyspozycji. Wyciąganie to w końcu najlepsza zabawa pod słońcem!