Gdy czasem obserwuję na forach mamuśkowych burzliwe dyskusje na temat szelek bezpieczeńswa, odnoszę wrażenie, że padły one ofiarą czarnego PR - bo oprócz tego, że prowadzenie na nich dzieci nasuwa skojarzenia z prowadzeniem zwierzęcia, mają same zalety - pozwalają smykowi na eksplorowanie świata, nie wpływają źle na stawy (w przeciwieństwie do prowadzenia i szarpania za rękę, które może skończyć się kontuzją), bardzo ułatwiają życie rodzicom niespokojnych, małych dusz, a przede wszystkim - dbają o ich bezpieczeństwo. "Urągają godności" - grzmią przeciwnicy, ale, szczerze mówiąc, nie wiem, w którym momencie. Czy nie gorsze dla wszystkich - zarówno zdenerwowanego dziecka, jak i wkurzonego rodzica, jest wiezienie wierzgającego malucha, wbrew jego woli, w wózku, albo kurczowe trzymanie za rękę i ciągłe upominanie, by stało przy nodze rodzica? No właśnie.