Minister Szyszko i jego świta raczej by książki nie polubili, podobnie jak koła łowieckie i właściciele cyrków, w których występują się zwierzęta. Jeżeli należycie do którejś z tych grup, książkę omijajcie szerokim łukiem. Jeżeli nie, koniecznie sięgnijcie po "Zwierzokrację"!
Dobrze napisana i świetnie zilustrowana książka (i tekst, i obrazki autorstwa Aleksandry Woldańskiej-Płocińskiej, brawo!) mówi m.in. masowej hodowli, tresurze, panierowanych chrząszczach, które gdzieniegdzie są przysmakiem czy różnicach kulturowych w podejściu do zwierząt. Wszystko oczywiście lekkim, zrozumiałym dla kilkulatka i zabawnym (gdzie to możliwe, bo czasem tematy są poważne) językiem.
"Zwierzokracja" jest dość pokaźnych rozmiarów i składa się z 38 rozkładówek, na których autorka dotyka innego problemu. Całość wieńczy treść Światowej Deklaracji Praw Zwierząt. "Empatia, wrażliwość, uważność – to chcemy przekazać Wam na kartach "Zwierzokracji" - piszą autorzy. I trzeba przyznać, że świetnie się to im udało.
Chcecie próbkę tekstu? Proszę bardzo! Oto fragment z tyłu okładki, gdzie zwyczajowo umieszcza się mini-recenzje. Tak jest też w przypadku "Zwierzokracji", z tym że grono oceniających jest w tym wypadku więcej niż szacowne!
Ja też ko, ko, kocham! I podpisuję się pod przesłaniem książki dwoma piórami :-) Bez dwóch zdań warto mieć ją w domowej biblioteczce!
Kupując egzemplarz książki, wesprzecie finansowo zwierzaki będące pod opieką Fundacji Międzynarodowy Ruch Na Rzecz Zwierząt Viva! i Stowarzyszenia Otwarte Klatki.