Mamy w domu taki zwyczaj, że każde święto ma swoje królewskie ciasto. Królewskie jest z kilku powodów: bo wszyscy się nim zajmują, sporo podporządkowują, rezygnują, zrzucają i w końcu wszyscy na nie czekają.
Wigilia to sernik nowojorski i obowiązkowo szarlotka z toną cynamonu, urodziny to tort bezowy pavlova, Nowy Rok to wszystkie czekoladowe ciasta świata, Wielkanoc to mazurek z czekoladą, kajmakiem, orzechami , powroty z wakacji, studiów, sportowego obozu czy niewłaściwej, życiowej drogi to tarta z mascarpone i owocami.
ZOBACZ KONIECZNIE: Strasznie fajne stroje dla dzieci na Halloween
Ciasto na Halloween ma z kolei zapach i smak - a jakże by inaczej! - dyni. Jemy je tylko raz w roku i to nie dlatego, że jest kiepskie, ale jakoś tak się utarło, że dynia to tylko w listopadzie. Niektórzy mają podobnie z pączkami - że smak mamy na nie tylko w Tłusty Czwartek. U nas tak samo jest z dyniowym.
A ponieważ to ciasto jest królem w tym dniu, to znaczy, że każdy - jak pisałam - coś mu od siebie daje. Odrobina własnego czasu to jest to absolutne minimum. Ktoś się rzuci po mąkę, bo jakoś zawsze jej brakuje, ktoś inny będzie musiał oblecieć dzień wcześniej okoliczne sklepy, by znaleźć najlepszy okaz dyni, ktoś w końcu stanie przy mikserze i zacznie wyznaczać kierunki w czasie tego królewskiego pieczenia.
Zwykle jest to Młody. Uwielbia zakasane rękawy, fartuch i takie całościowe upapranie się w mące.
Ja zwykle stoję obok, właściwie tylko po to by mieć na oku noże, miksery i inne potencjalne gilotynki.
A skoro role podzielone, rękawy zakasane, produkty na stole, to do dzieła!
Najpierw z mąki, zimnego pokrojonego w kostkę masła, 1 jajka, 1 łyżki mleka i cukru pudru zagniatamy kruche ciasto. Gdy uformujemy kulkę, wsadzamy do lodówki i bierzemy się za „środek”.
Dynię kroimy w kostkę, zalewamy mlekiem i gotujemy do miękkości wraz z cukrem i laską wanilii lub cukrem waniliowym (pierwsza opcja zdecydowanie lepsza). Gdy dynia zmięknie, blendujemy na gładko i zostawiamy do ostudzenia.
Wyciągamy kulkę z kruchym ciastem, wylepiamy formę do tarty (można rozwałkować, ale ja wylepiam palcami. Uwaga, jeśli macie ceramiczną formę do tarty, nie potrzebujecie jej niczym smarować. Jeśli inne - można wyłożyć spód papierem). Wkładamy do piekarnika na 180 st. na 15 min.
Gdy masa z dynią przestygnie, dodajemy 2 jajka i znów blendujemy. Wlewamy masę na podpieczoną po 15 minutach tartę i zapiekamy wszystko 35 min. Jeżeli marzy Wam się "buźka" dyni na górze, musicie zrobić o połowę więcej ciasta kruchego, rozwałkować je na wymiar formy i wyciąć odpowiednie kształty.
Ciasto wychodzi obłędne, a jeśli dodacie bitej śmietany lub zimnych lodów waniliowych, to robi się prawdziwe niebo w gębie! Zamiast laski wanilii można dodać 2-3 łyżeczki mielonego cynamonu. Taka mała zmiana, a ciasto zasadniczo zmienia charakter. No i jest już taką delikatną zapowiedzią Bożego Narodzenia.
Dwie duże gorzkie czekolady rozpuszczamy z odrobiną masła i polewamy nimi w całości upieczoną tartę. Gdy zastygnie, pięknie wygląda w zestawieniu z kolorem dyni i podobno smakuje świetnie. Mnie nie podchodzi, ale dzieciaki mówią, że dyniowe z czekolada jest „the best”.
Jeśli zostanie wam trochę kruchego ciasta, możecie razem z dzieciakami uformować z niego wspólnie jakieś mniejsze lub większe straszydła i podpiec 15 min w piekarniku. Do herbaty lub mleka przed snem, idealne! (u mnie piecze się ciasteczka w kształcie dyni).
A na słono? Oczywiście paluchy wiedźmy oraz tosty-duszki. Do picia z kolei doskonale sprawdzi się wywar (czyt. kompot) z larwami (goździkami, kawałkami pigwy czy jabłka). Paluchy wiedźm robimy wycinając w kiełbaskach lub parówkach miejsce na paznokieć i pokrywając je keczupem. Kiełbaskę na dole owijamy ciastem francuskim i zapiekamy zgodnie z sugestią producenta.
Autorka: Katarzyna Berg