Magda i jej mąż Kacper są przeciętnym polskim małżeństwem. Oboje pracują na pełen etat, zarabiają względnie dobrze - raczej nie uskarżają się na ciągły brak gotówki. - Nie jesteśmy jakimiś Rockefellerami, ale źle też nam nie jest. Szczęśliwie mamy całkiem niezłą pracę, więc do domowej sakiewki wpadają przyzwoite pieniądze - opowiada.
Trzy lata temu na świat przyszedł ich syn, Krystian. Magda najpierw była na macierzyńskim, później chwilę na wychowawczym. Ze względów finansowych zdecydowali z mężem, że skróci urlop i wróci do pracy. - To była wspólna decyzja. Czy żałuję? Trudno powiedzieć. Chyba każda kobieta ma ten sam dylemat. Moja mama musiała wrócić do pracy kilka miesięcy po porodzie i to było normalne. Gdy oboje jesteśmy w pracy, Krystkiem opiekuje się babcia. Do kompletu dostaje też moją chrześnicę, córkę szwagierki. Takie mikroprzedszkole.
Domowe wydatki obejmują potrzeby 3-osobowej rodziny: dwóch dorosłych i dziecka. Mieszkają w większym mieście, swoje M kupili u dewelopera i przez najbliższe 30 lat będą w gronie "ulubionych" klientów banku. Mają samochód. Nie trudno domyślić się, jak kształtują się finanse: rata, czynsz, media, jedzenie i energiczny trzylatek...
- Na malucha trzeba wydawać trochę więcej. Wzrost szczęśliwie odziedziczy po tatusiu [Kacper mierzy prawie 190 cm], ale już teraz nie nadążamy z wymianą garderoby. Bogu dzięki, młody nie należy do chorowitych dzieci, choć na początku, przez 1. rok, były z nim spore problemy. Praktycznie nie rozstawaliśmy się z pediatrą.
Praca, dom, dziecko, mąż - to nie jeden, a dwa (a może trzy?) dodatkowe etaty. Czas jest walutą. Magda nie może codziennie robić zakupów. - Razem z mężem raz w tygodniu urządzamy dzień zakupów. Zazwyczaj jest to któryś dzień weekendu. Robi tak większość Polski, ale dlatego, że to się sprawdza. Dzięki temu w tygodniu nie martwimy się, czy któreś z nas zdąży pojechać po jedzenie na obiad. Dla ułatwienia planuję również menu na cały tydzień.
- Tego nauczyłam się w trakcie studiów. Co prawda, makulatura w skrzynce do dziś wywołuje u mnie dreszcze, ale bez tego byłoby u mnie słabiuteńko - śmieje się Magda. - W tygodniu i dzień przed zakupami przeglądam gazetki promocyjne wszystkich marketów, żeby sprawdzić, gdzie najtaniej, gdzie najlepsza oferta itp. Koleżanka bardzo długo się ze mnie śmiała, że jestem jak prawdziwy Krakus sknerus, bo biłam się (i biję) o każde 10 groszy (oczywiście, gdy nie idzie za tym rezygnacja z jakości!). Dopóki sama nie musiała zrobić zapasów mleka dla swojego synka.
Sklep sklepowi nierówny. Wszystko zależy od narzuconej marży. Gazetki skupiają się głównie na ofertach promocyjnych, rzadko podając cenę regularną (chyba że dany produkt jest nowością w asortymencie). Zakupy sprzętu, odzieży, leków, a nawet usług warto poprzedzić niewielkim konsumenckim śledztwem. - Przekonałam się, że to działa, gdy Kacper chciał kupić aparat. Jechaliśmy na urlop, a geniusz przypomniał sobie o tym na kilka dni przed. Pracujemy do 16.00-17.00, więc po robocie już nie ma za wiele czasu na jeżdżenie po sklepach. No i trzeba odebrać Krystka. Przysiadł wieczorem, poczytał, poszperał - wybrał jeden model. Nie był najtańszy, ale udało nam się znaleźć go w fajnej cenie w jednym sklepie. Gdzie sprawdzaliśmy? No cóż, pierwsze wyświetliło się Ceneo (śmieje się).
Specjalne okazje, sezon świąteczny itp. - większość tych dat jest z góry znana i łatwa do zaznaczenia w kalendarzu. Idące za nimi dodatkowe, większe wydatki również można, a nawet trzeba wcześniej zaplanować. - Nie wyobrażam sobie kupowania prezentów choinkowych tydzień przed świętami. Nie jestem szalona! Mam dwie siostry, a mąż jedną. No i rodzice, teściowie, dzieciaki. Raz popełniłam ten błąd, drugi raz tego nie zrobię. Paczki świątecznie kompletuję przez cały rok (śmiech). Inaczej poszlibyśmy z torbami, bo nawet nasze kredytówki skończyłyby pocięte u sprzedawcy.
Od czasu do czasu można sobie zaszaleć. Truskawki w styczniu to pewien rodzaj luksusu. Lepiej wybierać produkty sezonowe - są znacznie tańsze. Poza sezonem niestety ich cena wzrasta nawet kilkakrotnie! - No i nie są już takie smaczne - dodaje Magda.
- Gdzie nie idę, wciskają mi kolejną kartę, kolejny program punktowy i ulotki z kodami rabatowymi. A ja cieszę się jak dziecko! Zawsze to kilka złotych, które zostaje w kieszeni. Wolę za te klepaki kupić chłopakom po jakimś łakociu - niech się cieszą. Kacper ma tyle radości z głupiego cukierka, że głowa mała.
Magda wie, co mówi. Ma kilkanaście różnych kart i zawsze wie, gdzie dostanie rabat lub punkty. - Niestety nie mam 5 rąk, żeby poradzić sobie z przekopaniem portfela, pakowaniem, płaceniem i upilnowaniem Krystka.
Jedna z was [dziewczyn ze "Świata Rodziców" - przyp. redakcji] podsunęła mi ostatnio apkę Ceneo, nie szczędząc ochów i achów - opowiada Magda z nieukrywanym rozbawieniem. - Nie chciałam początkowo kupić tego patentu, ale dałam się namówić. Wieczorem przysiadłam i w końcu zrobiłam porządek w portfelu. Odpaliłam apkę na smartfonie i zeskanowałam wszystkie karty. Poszło całkiem sprawnie. Zeskanowałam kody i zapisałam je w pamięci aplikacji. Nie muszę nawet włączać internetu, żeby wejść do zakładki "Karty lojalnościowe". W sklepie też nie mają problemu z taką formą. Spokojnie skanują lub przepisują kod i naliczają należny rabat.
Kacprowi też "zasugerowałam" instalację - on wiecznie gubi swoje karty, a później ma pretensje do całego świata.
Internet jest skarbnicą atrakcyjnych ofert i wartościowych przedmiotów. Rzadko zdarza się, że interesujący nas produkt lub usługa są niedostępne. Kto szuka, znajduje! Taniej, oryginalnie, wyjątkowo, zdrowo. - Ja z reguły zamawiam dodatki dla siebie, rzeczy dla Krystiana i to, co ma długą datę ważności. Na przykład jedyny sklepik ze zdrową żywnością w okolicy (kupuję tam np. nasiona chia czy mieszanki herbat) przeważnie jest czynny tylko do 18.00; nie zawsze udaje mi się dotrzeć przed zamknięciem. Teraz składam zamówienie w sklepie internetowym i w ciągu 2-3 dni mam swoją paczkę. Wychodzi nawet taniej. A jakie cudne zabawki można wynaleźć?! Nie wiem, kto ma więcej frajdy z zabawy: ja czy Krystek.